Jeżeli reprodukcja to również „właściwy wszystkim organizmom proces życiowy” to czy wolno nam postawić hipotetyczne założenie, że kopiując dzieła wielkich mistrzów i rozpowszechniając reprodukcję obrazów przedłużamy ich życie?

Jest w pewnym sensie przywilejem życie w metropoliach, stolicach czy ważnych ośrodkach kultury, gdzie świat codzienności przenika się z historią, tradycją i sztuką w najwyższym tego słowa znaczeniu. Daje ono szansę na zetknięcie się z dziełami wielkich mistrzów bez specjalnego wysiłku. Czy to odwiedzając muzea, czy galerie, czy domy aukcyjne, możemy napawać się świetnością pędzla wybitnych malarzy.

Poprzez upowszechnienie reprodukcji, jednocześnie z ogromną dbałością o detale i jakość, ten przywilej w małym procencie może stać się dostępny dla każdego. Jeżeli zastanowić się nad samym słowem reprodukcja, to w języku polskim ma ono kilka znaczeń i oczywiście w sensie najbardziej nas dotyczącym oznacza kopię oryginału. Reprodukcja to również „właściwy wszystkim organizmom proces życiowy”. Przekora charakteru inspiruje do połączenia obu tych znaczeń i postawienia nietypowej tezy, w której kopiowanie oryginału staje się procesem życiowym. Czy wolno nam postawić hipotetyczne założenie, że kopiując dzieła wielkich mistrzów i rozpowszechniając reprodukcję obrazów przedłużamy ich życie?

Fascynujące w przypadku reprodukcji zdaje się być również słowo „udostępnia”, bo czyż nie jest głównym celem reprodukcji ich dostępność dla większej liczby odbiorców? Reprodukcje znane nam są od pokoleń, ale samo słowo udostępniać nabrało nowego znaczenia wraz z popularnością mediów społecznościowych. Czy pozornie zwyczajna reprodukcja, jest więc nośnikiem elementu przeszłości wychodzącym naprzeciw przyszłości?

Mamy to szczęście, że żyjemy w Krakowie, mieście, w którym ze sztuką w jej różnych postaciach spotykamy się każdego dnia
Zza bryły peerelowskiego domu towarowego Jubilat w Krakowie, wyłania się mały domek w ruinie – Kossakówka. Pomimo, że smutkiem napawa jej opłakany stan, to jednak dla wszystkich miłośników sztuki jest niezmiennie przypomnieniem świetności międzywojennego Krakowa. Mamy to szczęście, że żyjemy w mieście, w którym ze sztuką w jej różnych postaciach ocieramy się każdego dnia. Kościół św. Franciszka przy Placu Wszystkich Świętych kusi barwami witraży Stanisława Wyspiańskiego. Majestatyczny Bóg Ojciec w nawie głównej, potężny, zdaje się wychodzić poza ramy przestrzeni zamkniętej wśród szklanych kawałków i ożywiony przez światło dnia, przeciskające się przez jego niebieską szatę.
Wyspiański wzniósł sztukę sakralną na poziom bliższy abstrakcji i nadał jej znaczenie nie tylko dla ludzi wierzących i religijnych, ale wszystkich ceniących kunszt tego niezwykłego artysty.

Planty o Świcie , magiczne, w chwili budzącego się dnia
Kiedy nadchodzi ponury listopad i krakowskie planty pustoszeją od turystów, i nawet mieszkańcy zaglądają tam rzadziej, zrażeni deszczem kapiącym przez gołe konary drzew, to wyłania się z nich pejzaż Wyspiańskiego, przedstawiający ten wyjątkowy park jak żywy. Planty o Świcie, magiczne, w chwili budzącego się dnia z ledwo co opadłą krakowską mgłą. Jednocześnie szare i pastelowe, z alejką, na której chce się postawić stopę bez względu na kapiący deszcz. W tle, ale jakby na pierwszym planie, wyłania się majestatyczny, zaklęty Wawel, w którego obraz Wyspiański jako dziecko wpatrywał się z okien kamienicy, w której nieopodal przyszedł na świat.

Reprodukcja jako przedłużenie spotkania z oryginalną sztuką muzealną
Jest takie uczucie dobrze znane wszystkim miłośnikom sztuki, kiedy ma się okazję stanąć przed dziełem wielkiego mistrza. Kurczowo trzymając mapę muzeum, podążamy pospiesznie korytarzami, aby nagle zbliżając się do celu nieoczekiwanie dla nas samych zwolnić. Dawkujemy moment spotkania, na które nierzadko czekaliśmy całymi latami, wertując album historii sztuki i marząc o tym właśnie dniu. Z bijącym sercem napawamy się tą chwilą, utrwalamy każdy element w pamięci, aby móc się nim rozkoszować jeszcze długo później, kiedy obraz zniknie nam sprzed oczu. Przedłużeniem tej chwili stała się reprodukcja i choć jest tylko namiastką oryginalnych pociągnięć pędzla, to właśnie w mocy przedłużenia tego wyjątkowego momentu tkwi jej sekret.
Autorka: Karolina Hrabczak – Duda